Berlin pokazał mi dobitnie, że jestem człowiekiem uzależnionym od pogody. Tej dobrej. Że powinnam tak pokierować swoim życiem, żeby zimę spędzać pod palmami, a jesień na skuterze. I że miasta (zwłaszcza europejskie, o zbliżonym do polskiego kimacie) należy zwiedzać wiosną, ostatecznie latem. Że nie warto jechać gdzieś nawet za darmo i nawet w doborowym towarzystwie, bo jak tej pogody nie będzie to i tak wyjdzie ze mnie najgorsze.
Również tego, że w podróży, bliższej czy dalszej, trzeba być elastycznym! Zawsze. Tak, pomyślisz, że po naszej rocznej podróży po trzech kontynentach nie powinnam mieć problemu ani z jednym (pogodą) ani z drugim (elastycznością). Otóż nie. Byłam turbo maruderem do potęgi entej i Ewelina powinna dostać medal za cierpliwość, wytrzymując u mego boku. Ja na jej miejscu, porzuciłabym siebie w pierwszej, lepszej kebabiarni na Kreuzbergu.
Zamiast podziwiać zabytki interesowało mnie tylko gdzie można ogrzać się przy kawie, herbacie, ciastku itd. Zamiast zwiedzać fantastyczne berlińskie muzea, wolałam trzymać się oryginalnego planu i przeklinając pod nosem, w za cienkiej kurtce i pożyczonej czapce, chodzić po deszczowych, zimnych ulicach. Bo tak planowałyśmy. Teraz wiem, że pierwszego dnia po przyjeździe do Berlina, należało pogodzić się z brakiem prognozowanych 12 stopi, kupić karnet na muzea i cieszyć się życiem takim, jakim jest, zamiast narzekać, że nie jest takie, jakie sobie zaplanowałam.
Warto stosować tą zasadę nie tylko do urlopów, podróży, ale życia w ogóle. Oszczędzisz sobie dużo niepotrzebnych nerwów, stresów i zmarnowanego czasu generalnie. Fuj.
Na hasło „Berlin”, pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi mi do głowy to… ludzie. Nie Bundestag, kebab czy wojna tyko właśnie ludzie. Uwielbiana przeze mnie, na wszystkich szerokościach geograficznych, mieszanka kulturowa. A co za tym idzie: różnorodność, tolerancja i otwartość na inność, bezpośredniość w kontaktach z ludźmi, dobra kuchnia, dobra atmosfera, dobre rozmowy i dobrzy ludzie.
W ciągu zaledwie czterech dni poznałyśmy Hiszpana, będącego absolutnym zaprzeczeniem wszystkich znanych Ci stereotypów latynoskiej kultury maczo (na plus!), Peruwiańczyka doktoryzującego się z filozofii, który zna twórczość Leszka Kołakowskiego o niebo wyżej niż my (wstyd i hańba!), Niemca mówiącego w tylu językach i mieszkającego w tylu krajach, że jego perypetie starczyłyby do zapisania niejednego bloga podróżniczego oraz jego przeuroczą partnerkę z Polski o twarzy dziecka i dojrzałych poglądach na życie.
W ojczystym języku mogłyśmy kupić bilety w metrze (pierwszy raz widziałam biletomat za granicą w języku polskim!), zamówić falafel czy latte na podwójnym espresso. W Berlinie roi się od Polaków i nie tylko. Przypomniały mi się szczenięce lata w Londynie. Zachwyca mnie taki multi kulti tygiel, w którym każdy znajdzie coś dla siebie.
W Berlinie oddychasz jakby pełniejszą piersią. Prędzej najesz się wstydu nie z powodu orientacji seksualnej czy koloru skóry ale nieznajomości twórców i ich dzieł. Bo Berlin na drugie imię ma kultura. Jak twierdzą sami mieszkańcy, w Berlinie każdy jest artystą. Tworzy sztukę lub jest chociażby jej aktywnym odbiorcą.
I pieniądze. Jeden z moich ulubionych tematów. Warunek niezbędny do tego, żeby ludziom żyło się dobrze. Nie tylko wygodnie, ale i sensownie, kreatywnie, żeby coś im się chciało. Bo jak wracasz po 10 h do domu i zastanawiasz się, czy coś zostanie ci po opłaceniu kredytu lub czynszu za wynajem, to nie masz siły na czytanie książek, myślenie o filozofii, robienie pięknych zdjęć. Rozmawiając z ludźmi o studiach, pracy, życiu w Berlinie, pomyślałam o tych wszystkich statystykach o poziomie życia w danym kraju, kto, gdzie, ile dni pracuje na mieszkanie, wakacje itd., kojarzysz? Wynajem porównywalny do Warszawy (oczywiście czysto subiektywnie, nie na podstawie danych z GUS tylko rozmów ze znajomymi), produkty spożywcze nierzadko tańsze jak u nas, lunch na mieście za 3 euro i te kebaby. Najlepsze. Temat rzeka, nie czas i nie miejsce na to.
Naprawdę jestem w szoku, że mając dostęp do łatwiejszego życia za miedzą, w Polsce żyją jeszcze ludzie. Gdyby nie moja niechęć do nauki języka niemieckiego, z chęcią zamieszkałabym w Berlinie. I jako student, miałabym darmowy transport publiczny 🙂
Przegrali dwie wojny, zrobili tyle złego na świecie a i tak wyprzedzają nas o głowę. Skąd te nierówności w zarobkach, poziomie życia? Rząd, polityka, mentalność? Bo chyba nie można Polakom odmówić pracowitości. Nie wiem, nie jestem ekonomistą ale gdzieś pod skórą uwiera mnie, zupełnie nieracjonalnie, odstające od rzeczywistości i jakiegokolwiek obiektywizmu, poczucie niesprawiedliwości.
Poniedziałek, godzina 23, nikomu nie przeszkadza siąpiący deszcz i chłodny wiatr. Knajpy wypełnione gwarem. Nie przez młodocianych hipsterów, ale ludzi w wieku 25 – 45 lat. Nie muszą rano wstać do pracy?
PS. na okładce tekstu moja modelka – Ewelina i jej zimowa, kożuchowa stylówka. Śmiałam się z niej cały wyjazd, ale tak naprawdę wygląda super i zasługuje na lajka! Jedyny minus – brali nas często za Rosjanki 🙂
6 komentarzy
Kocham Berlin i rozumiem Twoje poczucie niesprawiedliwości. Sama odczuwam je jeszcze mocniej mieszkając 2 godziny od Berlina. Miasto pierwszy raz odwiedziłam w zeszłym roku (przypominam ze mieszkam 2h od niego) i poraziło mnie że taka metropolia jest tak blisko.
A „lato w mieście” jest cudowne w Berlinie. Piwko nad Spree i leżakowanie na przeciwko od Hauptbahnhof, serdecznie polecam 🙂
Tak, każda napotkana osoba mówiła to samo, Berlin latem! Punkt obowiązkowy tegorocznych wakacji 🙂 Nie korciło cię zostać na stałe? Tam jakoś wszystko wydaje się prostsze, bez zadęcia i małomiasteczkowej mentalności …. (nie brać dosłownie bo bardzo lubię małe miasta 🙂 ).
Trzymaj się ciepło Ala.
As Charlie Sheen says, this article is „W!NNINGI”
It’s a relief to find somonee who can explain things so well
Hi ChloeGreat blog you have here – puts my tardy effort to shame (note to self must try harder!). What I like most about your style is the attention that you pay to the small details that really capture the feel of the day. Also your post processing is spot on – very natural.CheersNathan
I’m so sorry to hear you missed out. Perhaps Kings Way might be the better option until the pain goes away? I’ll no doubt see you during the sale and, yep, happy to put my hand up if you need some counting as&3ntasces#82i0;