Po co jedziesz do Chin? Tam nie ma nic ciekawego, tylko bród, smród, smog, ludzie robią kupę na ulicy i z nikim się nie dogadasz się po angielsku.
Słyszeliśmy wielokrotnie te i podobne argumenty przed wyjazdem do Pekinu. Zanim następnym razem powtórzysz podobne bzdury przeczytaj, jak było naprawdę:
1. Chińczycy to chamy i brudasy.
Plują, charczą, smarkają, bekają, pierdzą. Nie myją się. Łokciem torują sobie drogę wszędzie, zero kultury i okrzesania. Chamy największe. Bzdura. Większość spotkanych przez nas ludzi była zupełnie normalna, kulturalna i uśmiechnięta. Stała grzecznie w kolejce do metra a jak pluła to raczej do śmietnika niż na Twoje nogi. Jasne, są też prostacy, jak w każdym kraju.
Daleko im do ideału. Raczej nie ustępują miejsca kobietom czy osobom starszym. (Czy u nas jest o wiele lepiej…?). Do szału doprowadzają swoimi krzykami. Przeciętny Chińczyk nie rozmawia tylko krzyczy. A raczej kłóci się. I żaden tłum dookoła nie zniechęca go do burzliwej wymiany zdań, stojąc pół metra od Twojego ucha.
2. Będziesz atrakcją.
Przez dwa tygodnie w Pekinie nikt nie robił nam zdjęć, nie oddawał pokłonów, nie prosił o autograf ani nie zapraszał do loży dla VIPów. Ba, z lotniska nie odebrała nas limuzyna a w hostelu nie czekał schłodzony Krug Grande Cuvée. Zawiodłam się na całej linii. Trzeba było zostać blondynką.
3. Ludzie załatwiają swoje potrzeby na ulicy.
W dwudziestomilionowym Pekinie słynne śpiochy bez majtek widzieliśmy mniej więcej tyle razy ile mam palców u prawej ręki. W dodatku ani razu z gołej pupy nie wyleciało nic, czego nie chcielibyśmy zobaczyć. Tyle się nasłuchałam jak to Chińczycy sprzątają po swoich psach ale nie po dzieciach, które bez skrępowania kucają na chodniku ilekroć coś im się zachce.
Moi Drodzy, te czasy już minęły. Mało tego, powiem Wam, że taka Warszawa może się schować przy Pekinie, jeśli porównać liczbę publicznych toalet. Chyba, że coś się zmieniło w ciągu ostatnich kilku miesięcy mojej nieobecności? W chińskiej stolicy spotkasz co kilka metrów toaletę, czystą i bezpłatną. To, że z dziurą zamiast tronu do siedzenia… hmm, kwestia różnic kulturowych 🙂
Chińczyk w Polsce załamałby się widząc, co najwyżej napis „tylko dla klientów” albo toi toi w parku, od którego smrodu nawet muchy uciekają.
4. Nic nie zobaczysz, bo wszędzie jest smog i syf.
Chciałabym zobaczyć to szare niebo. Na moich zdjęciach jest zawsze słonecznie i niebiesko. A photoszopa znam tylko ze słyszenia.
Na ulicach jest czyściutko. Po prostu.
5. Nikt nie mówi po angielsku.
Pogadać z Chińczykiem po angielsku może nie być łatwo. ALE ludzie kochani, komunikacją miejską można poruszać się po Pekinie z zamkniętymi oczami! Tak się obawiałam tych chińskich znaczków i totalnego zagubienia, gdzie jestem, w którą stronę pójść?
Zupełnie niepotrzebnie. Zarówno metro jak i autobus (!) są doskonale oznakowane po angielsku. Każda stacja, linia, strzałka, mapka z nazwami ulic i atrakcjami poprowadzi Cię tam, gdzie chcesz. Nie mieliśmy najmniejszego problemu żeby poruszać się po mieście, trafić na dworzec autobusowy czy kolejowy. Pewnie większość udogodnień dla turystów pojawiła się przy okazji olimpiady w Pekinie.
6. Jest bardzo tanio.
Pekin to z pewnością nie jest Bangkok czy Jogyakarta. Nocleg niewiele tańszy niż w Australii. Wejściówki do atrakcji turystycznych średnio 30 zł. Na zakupach obowiązuje prosta zasada: im towar bardziej europejski, tym droższy. I tak na przykład kawa w kawiarni to wydatek rzędu 15 – 20 zł, karton mleka 13 zł, płatki śniadaniowe 15 – 20 zł, nutella 20 zł, dżem 15 zł, mój hit – najgorszy napój sokopodobny marki Carrefur 13 zł! (ile to w Polsce kosztuje, 2-3 zł?)
Z drugiej strony na ulicy kupisz worek chińskich pierożków za 3 – 4 zł, za 5-8 zł zjesz zupkę czy nuddle. Ale w knajpkach, w których liczysz, na co najmniej menu z obrazkami czy opisami dań po angielsku będzie już drożej. Jasne, nie przyjeżdżasz do Chin żeby jeść tosty i croissatanty na śniadanie. Ale jak liczysz, że kupisz ciuchy, buty, sprzęt itd. za grosze to zapraszam do Tajlandii. Może po prostu biały turysta nie wie, gdzie pójść i kupić klapki made in China, w jakich chodzą miliony Chińczyków.
Ostatnia zasada: targujesz się. Do upadłego.
Zanim następnym razem rzucisz hasło: Chińczyki to brudasy, przemyśl to ze dwa razy. Albo i trzy. I pomysł jak się czujesz słysząc na wakacjach, że Polak wódkę ze słoika pije i ucieka przed niedźwiedziem kradzionym w Niemczech samochodem.
PS. Mówię Chiny, myślę Pekin. Do Chin na pewno jeszcze wrócimy i poznamy mniej wielkomiejskie oblicze prowincji, wsi i pól ryżowych. Tymczasem więcej o Chinach poczytaj u Oli, Polki mieszkającej w Shenzen, która na swoim blogu Pojechana.pl ciekawie przybliża chińską rzeczywistość.
2 komentarze
o jaka niespodzianka, przeczytałam onegdaj ale jakoś czasu na słowo komentarza nie było, piątek mi uciekł, bylam na szkoleniu, pełna poczucia winy przy sobotniej kawce kompa odpaliłam a tu nic nowego. zauważyłam, że twoi czytelnicy niechętnie tematy internacjonalne komentują. i nie ma co się dziwić bez możliwości skonfrontowania rzeczywistości z mitami, komunałami, stereotypami – to tylko dialogi na cztery nogi. ty miałaś, a w zasadzie dałas sobie sama, to szczęście. pozazdrościc.
ale tak między nami dziewczynami, czas wracać do domu, nawet do tego na dzień dobry bez mamy, buziaki
Chińczycy to brudasy I tyle. Wielokrotnie widziałem jak smarkaja w ręce, plują w saunie. Poza tym śmierdzi od wielu z nich na ulicy.