Dzisiaj mija dokładnie pół roku odkąd pożegnaliśmy rodzinę na lotnisku Chopina w Warszawie i wyjechaliśmy na rok by spełnić nasze marzenia.
Pożegnaliśmy Europę zajadając się włoskimi gelato pod krzywą wieżą w Pizie i spaghetti w Mediolanie. Przeżyliśmy tajfun na Filipinach. Poczuliśmy, co to znaczy brak prądu po trzęsieniu ziemi na Boholu. Zakochaliśmy się w Indonezji, znaleźliśmy nasz mały raj na ziemi na wyspach Gili.
Witaliśmy Nowy Rok w Chiang Mai i spędziliśmy Święta Bożego Narodzenia na Railway. Pierwszy raz w życiu poza domem.
Pływaliśmy z rekinami, żółwiami i rybami na rafie koralowej. Głaskaliśmy słonie, uciekaliśmy przed pająkami, małpy skakały nam po głowach a kakadu i ibisy zastąpiły na jakiś czas gołębie i wróble.
Przed nami najciekawsze – przetrwanie w australijskim buszu (spotkanie z aligatorem!), przedostanie się za Wielki Mur Chiński, szklanki wódki w pociągu transsyberyjskim i wymarzona, wyczekana Mongolia z jej stepami, dzikimi hordami, skisłym mlekiem i jurtami.
Symbolem tego wyjazdu pozostanie dla mnie Opera w Sydney. Spędzenie tych kilku miesięcy w Australii, życie z surferami, studia, plaże i kangury – to wszystko miało pozostać na zawsze w sferze marzeń.
Bo za daleko. Za drogo. Za niebezpiecznie. Bo praca, studia, mieszkanie. Bo jestem na to za stara. Bo nie znajdzie się drugi wariat do tego tanga.
A jednak – udało się!
My. Ten wyjazd. Jak kiedyś będę marudzić w życiu, że nie da się, nie dam rady – przypomnijcie mi o tym proszę! Nasze hasło – „Opera”. Nie ma rzeczy niemożliwych! Marzenia po to są, żeby je spełniać.
PS. To już pół roku! Tęsknię za Wami !!!
Dla ciekawskich przypominajki:
Tak zaczynaliśmy: Rok na marzenia
Tak kupowaliśmy pierwszy bilet lotniczy: Filipiny. Szał nocnych zakupów.
A TUTAJ znajdziecie nasze wszystkie podróżnicze wpisy z Włoch, Filipin (Manila, Puerto Princesa, El Nido, Bohol), Tajlandii (Bangkok, Chiang Mai, Railway, Kolanta), Indonezji (Bali, Ubud, Gili Meno, Gili Air, Gili Trawangan, Lombok, Jogyakarta).
Eh, wspomnienia… pięknie było, pięknie jest!
PS 2. Na naszym fejsbuku niespodzianka. Z okazji pół roczka w podróży od 2 dni przeglądam setki fotek. Bądźcie czujni.
4 komentarze
Tak minęło, Wam JUŻ pół roku , a nam AŻ pół roku, ale to nic, jest super, cieszymy się bardzo z Waszych niesamowitych przygód, z Waszych zgromadzonych wspomnień, które , jak złoto będą na starość, szczególnie, gdy zabraknie bieżących tematów, macie do czego wracać, a nawet, gdy pamięć zacznie już szwankować, to w sukurs przyjdzie Wam LIMKA, w której znajdziecie mnóstwo wspaniałych, bardzo ciekawych , egzotycznych , dowcipnych , zapierających dech, czasami i mrożących krew opisów , okraszonych licznymi zdjęciami, jak nie z tej ziemi. A tak przy okazji, to i gratulacje, że udało się Wam przeżyć już, nie , aż pół roku z dala od najbliższych , przyjaciół, czasami i wygód, rutyny i jakieś już tam Waszej stabilizacji. Nie dosyć, że daliście radę, to jesteście bardzo zadowoleni, szczęśliwi, po prostu w siódmym niebie i niech tak już zostanie na zawsze, czego Wam życzą z okazji tej rocznicy – rodzice.
Chyba nawet nie zdążyliśmy zatęsknić do tych wygód i rutyny. Może czasem do łazienki w Azji i obiadu u Mamy 🙂 Szkoda, że nie mamy po 20 lat… nie żałujemy żadnego dnia, ani jednej wydanej złotówki. Było wspaniale i będzie tylko lepiej.
Dziękujemy za tyle miłych słów i zrozumienie dla wybryków dzieci 🙂 Ściskamy!
Rok na marzenia. Piękna nazwa, a co ważniejsze – adekwatna.
No, nudzić to Wy się dzieciaki przez te pół roku nie nudziliście. A my razem
z Wami, szczególnie w takich momentach jak filipiński tajfun … Na szczęście bilans momentów pięknych do strasznych kształtuje się dodatnio, więc może uda mi się przeżyć ten Was wyjazd bez wizyt u psychiatry. Warunkiem jest tu oczywiście bardzo luźne podejście (Wasze!!!!!!!!!!) do fragmentu ostatniego wpisu: Przed nami najciekawsze – przetrwanie w australijskim buszu (spotkanie z aligatorem!), … .
Tak sobie właśnie wczoraj z Olą dialogi na cztery nogi uprawiałam w temacie Waszego rychłego już powrotu do Domu.
Świat piękny jest niezmiernie, równie piękne i ekscytujące jest to, że daliście sobie szansę na sprawdzenie tego osobiście ale tak szczerze mówiąc czas już najwyższy cobyś wyprowadzała mnie z nerw bezpośrednio, a świat, nie tyle może sobie poczekać – zwiedzajcie go sobie dalej – ale już w takich krótszych życiowych interwałach !
A póki co czekamy, tęsknimy, zazdrościmy i chociaż pośrednio współuczestniczymy w Waszej szalonej podróży. Tak sobie jeszcze myślę, że jednak bez tego psychiatry to się chyba jednak nie obejdzie. No bo sama powiedz – jedna moja połówka (ta zwyczajna ogólnoludzka) chciałaby napisać, i tylko tak dalej dzieciaki, podążajcie za marzeniami, życzę niezapomnianych wrażeń w australijskim buszu, bajkowych chwil w Chinach oraz bezkresnych stepów Mongolii …. ale już ta druga – mamiszonowata krzyczy – jaki busz! A krokodyle, pająki, węże! Gdzie do Chin / Mongolii – na zatracenie. Do domu mnie tu zaraz wracać! No i SCHIZOFRENIA GWARANTOWANA!
Buziaki, mama
„mamiszonowata”… kocham! 🙂
W domu cegłówka spadnie czy kierowca samochodem rozjedzie. Nigdy nic nie wiadomo. Myślę, że będziemy mieć duuużo więcej stresu po powrocie niż w podróży. I marzę sobie po cichu, żeby właśnie jakoś znalazł się czas i chęci w gonitwie codzienności. Na te krótkie interwały.
Jaskółki szepczą, że wiosna 2015 upłynie pod znakiem Węgier…
buziaki dla wszystkich kopciuszków <3