Podstawówka jeszcze jakoś uszła. W liceum zaczęło się, na dobre rozpędziło w klasie maturalnej. Bo przecież wymarzony kierunek to 35 osób na miejsce i twoje być albo nie być (osoby ze starą maturą może jeszcze pamiętają czasy, kiedy to studenci prosili się o studiowanie na najlepszych uczelniach a nie na odwrót).
Potem było tylko gorzej. Studia. Najlepiej dwa kierunki. I praca, oczywiście. Jak nie musisz od razu dorabiać to przynajmniej trzy staże, dwa wolontariaty, szkolna gazetka i konkurs piękności. Jeszcze na studiach wymarzone korpo. I zaczyna się równia pochyła.
Szybciej, więcej, najlepiej. Słowo klucz – rozwój! Musisz coś robić, zawsze, wszędzie. Stać w miejscu? To dla frajerów. Chyba, że rano w metrze.
Czujemy wewnętrzny przymus robienia czegoś, wykazania się, zapracowanie sobie na uznanie innych, samego siebie. Czy to grzech przyznać, że lubimy dłużej pospać, wypić kawę tak, żeby poczuć jej cierpki smak? Zjeść śniadanie, które nie będzie przełkniętym na stojąco jogurtem. Ugotować coś dobrego. Zwolnić, poczuć się szczęśliwym. Produkcja i reprodukcja. Dwa słowa wyznaczają rytm życiu. Masz produkować, reprodukować i potem jak najszybciej wrócić do produkowania.
Pasja, hobby, zwykłe lenistwo? Czy w ogóle wypada być szczęśliwym? Czy można nie narzekać, że już poniedziałek, zimno za oknem? Czy wypada pochwalić męża, który ugotował smaczny obiad? „Wszystko dobrze”, jedne z trudniejszych słów w języku polskim. Grzęzną i rosną w gardle. Wychodzą jakieś takie przykurczone, pomniejszone, zawstydzone. Z radością bezwstydną wykrzyczymy: „sajgon! tragedia! masakra!”. Wszystko mnie wk… i jest do d… Szef, praca, kasa, matka, sąsiadka i partner oczywiście.
Mogłam dzisiaj podbić świat. Ale nie zrobiłam tego. Czy powinnam czuć się winna?
Pomyśl. Co by było gdybyś nie musiała, nie musiał. Czy przyjdzie apokalipsa jak zatrzymasz się na chwilę, zrobisz coś dla siebie, nie dla premii i poklasku? Myśl, że mamy tylko jedno życie, że wszystko się zmieni i skończy szybciej niż pomyślisz, nie jest przygnębiająca. Jest antidotum na zadufanie i pęd świata. Nadzieją na inny kąt widzenia i słowo klucz – dystans.
Przygnębiająca jest myśl, że lecisz, żeby nie spaść. Nie wiesz gdzie, nie wiesz, po co. Przerażająca jest rozmowa ze sobą. Zapytaj siebie, dokąd tak lecisz?
PS. Zostawiam dla Ciebie wiersz.
***
Nic dwa razy
Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy. Z tej przyczyny
zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
Żaden dzień się nie powtórzy,
nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków,
dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Wczoraj, kiedy twoje imię
ktoś wymówił przy mnie głośno,
tak mi było, jakby róża
przez otwarte wpadła okno.
Dziś, kiedy jesteśmy razem,
odwróciłam twarz ku ścianie.
Róża? Jak wygląda róża?
Czy to kwiat? A może kamień?
Czemu ty się, zła godzino,
z niepotrzebnym mieszasz lękiem?
Jesteś – a więc musisz minąć.
Miniesz – a więc to jest piękne.
Uśmiechnięci, współobjęci
spróbujemy szukać zgody,
choć różnimy się od siebie
jak dwie krople czystej wody.
Autor: Wisława Szymborska
3 komentarze
Sama prawda. Czemu tak późno do niej dochodzimy…
Lepiej późno niż wcale! Głowa do góry Krzychu, mamy piękny dzień 🙂
Love it! Czytam z dwuletnim opóżnieniem bloga;) I ciekawa jestem co porabiacie dzisiaj?