31.12.13
Nie wiem, czy bardziej mnie szokuje liczba wejść na bloga w samym dniu wczorajszym czy przekroczenie przed północą okrągłych 10 000 Waszych wszystkich wejść na bloga 🙂
Suuuper! Jest nam szalenie miło :)))
***
Ostatni dzień starego roku postanowiliśmy spędzić w Chiang Mai, dawnej stolicy Tajlandii. Taki nasz Kraków i Zakopane w jednym. Spacerując czy raczej pedałując (co gorąco polecam!) ulicami starego miasta niemal potykasz się o kolejne świątynie, walczące milcząco o miejsce z kawiarenkami, sklepikami, straganami i hostelikami. Całość opasana rzeką jak niebieską wstęgą, o wdzięcznej nazwie Ping.
Chiang Mai to miłość od pierwszego wejrzenia. Ale taka bez fajerwerków i rzucania się z mostu bo ktoś na smsa nie odpisał w ciągu 15 minut. Po prostu czujesz się tu dobrze, jak u siebie w domu.
Do tego prosty, fajny guest house, na cześć którego będę wznosić peany nie tylko ze względu na lokalizację na starym mieście i cenę 280 batów za pokój z prywatną łazienką
(ze wspólną 180! Ale A. nie chce nawet słyszeć o rezygnacji z prywatnego tronu… W obu przypadkach – ciepły prysznic! żegnaj Rasta beczko!).
Największym atutem jest najpyszniejsza zielona jaśminowa herbata jaką piłam. I ogólnie fajną politykę mają. Nie ma tu jakiś szalonych backpackersów, normalni, mili ludzie, bez spiny.
Oczywiście dla lonely planet jest to miejsce zbyt mało wyrafinowane haha
Tym razem byłam łaskawa i z surrealistycznego wręcz wyboru padło na Miki i Niedźwiedzia.
Co jak co ale w Chiang Mai nawet psy chodzą (prze)ubrane 🙂
Polegało to mniej więcej na tym, że na stoliku, który wkrótce przypominał bardziej plac zabaw niż kolację dorosłych, stał kocioł z wrzącą zupą i żeliwną patelnia. Pod jednym i drugim grzały się rozżarzone węgielki. Do tego bufet, od którego można było dostać oczopląsu! Było tam, w stanie surowym, wszystko, o czym dusza może zamarzyć – owoce morza, ryby, kurczaki, wołowinka, warzywka, sosiki i tysiąc innych dodatków, znanych tylko Tajom. Bierze się na co człowiek ma smaka i samemu na bieżąco przyrządza się – czy to smażąc czy gotując.
Frajdy przy tym co nie miara!!! Patent na wieczór ze znajomymi pierwsza klasa. I nie potrzeba kucharza 😀 Jeżeli w W-wie jeszcze coś takiego nie istnieje to ja TO zamawiam i ogarniam po powrocie!
My standardowo krewetki na masełku przypiekaliśmy, potem trochę nieudanych eksperymentów i w końcu danie główne, wołowina w sezamie, kurczak w jakimś ostrym sosie z nieziemsko słodkim ananasem, warzywami i nudlami ryżowymi. Bajka. Wspaniały wieczór. Tak nas pochłonęły te kuchenne rewolucje, że o fotkach zapomnieliśmy i ledwo na fajerwerki zdążyliśmy 🙂
Na pewno tu jeszcze wrócimy!
Chyba robię się sentymentalna na starość, bo jakoś tak się wzruszyłam, że stoimy tu sobie razem na ulicy i wchodzimy w Nowy Rok…
Dalej już byliśmy super grzeczni i wcale nie świrowaliśmy hihi
Ah, bym prawie zapomniała! Na koniec poszliśmy do świątyni w intencji niekończącej się inspiracji do wpisów na LYMKYA i wiernych czytelników w 2014 roku 😀
Pozdrawiamy i czekamy na wieści od Was – jak Wam minął Nowy Rok?
13 komentarzy
Igo,
Od listopada śledze Waszego bloga, wpisy i fotki-super! tylko pozazdrościć!:-)
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!:-) Gosia.R
Dzięki Gosiu, wszystkiego NAJ dla Ciebie :*
Podobna restauracja jest już w Wawie, jeszcze nie byłam, ale zapowiada się ciekawie http://shabu-shabu.pl/ 🙂
Szczęśliwego Nowego Roku!!! 🙂 🙂 🙂
Eh, wiedziałam, wiedziałam, że to zbyt piękne…
na szczęścia mam plan B – bar tego na pewno u nas nie ma! tylko nie wiem, jakby było z klientelą…
dziękuję, najlepszości w Nowym Roku i czekam koniecznie na relację z wizyty w knajpie! buziak
Na naszym Sylwestrze bawiliśmy się wystrzałowo wróciłam ze zbitymi kolanami i z dziurami w rajstopach. Myślę ze ten nowy rok dla wszystkich będzie szczęśliwy i radosny, czego wam życzymy. Zycie tak dalej kolorowo i egzotycznie.BUZIAKI
Będzie na pewno radosny 🙂 imprezka widzę jak się patrzy, czekam na fotki! Buziaki
Super zięcia i super czapki 🙂 Powodzenia w dalszych wędrówkach.
Buziaczki
super zięcia będziesz miała za lat kilka mam nadzieję 🙂 ściskam
chodziło mi o zdjęcia ale ok
Ja zjadłem dzisiaj kanapkę drwala z Maca i też było fajnie xDD
Sylwester spędziłem fajowo wraz ze znajomymi a w nowy rok sobie odpoczywałem xd niestety, koniec laby i jazda z nauką 🙁 RIP siedzenie do nocy;/ . Pozdrawiam was serdecznie i zazdroszczę tego wymyślnego jedzonka 😀 Buzka
Olej maka, jazda z książką i na studia. Po to się idzie na studia żeby można było sobie gap year zrobić i takich okropieństw właśnie smakować 🙂 szkoda, że tyle lat musiało upłynąć zanim sama tą tajemną wiedzę posiadłam 🙂
dziecko, mamusia wrócili. Sylwester był fajny – dałam radę, szczegóły na priv., co prawda kudy nam do Waszej egzotyki ale za to jaka piekna działka teraz – lekki szronik wokol, mały domeczek a w srdku pięęękny kominek.
pierwszego przyjechał M. z rodzina bylo pieczenie kiełbasek w kominku na tarasie i inne atrakcje, a wczoraj L.J i K oraz ciocia przjechali z przepysznym tortem i miałam urodziny – edycja I., buziaki – perwsze w nowym roku, ach zapomniałabym – nie wiem o co ci z ta publiczna siarka w zwiazku z rzekomym talentem literackim biega – szczególnie, że jestem tu winna zaniedbania – w przedwyjazdowym zabieganiu kursywy A. nie rozróżniłam ….
czekam, czekam i doczekać się nie mogę 🙂