Badziewna książka, którą kiedyś poleciłam przyjaciółce, na jej nieszczęście, pasuje doskonale do Chiang Mai. Nie wiem, czemu jej autorka uparła się na inne kraje. O ile za samą Indonezją stoję murem, wielbię ją i już chcę do niej wracać o tyle od Bali byle dalej. I mam to w nosie, że prawie nic na Bali nie widzieliśmy. Drogie, turystyczne naciągactwo i krętactwo skutecznie nas zniechęciło, poza Ubud (które też jest drogie i super turystyczne ale jakimś cudem potrafi zachować świeżość i urok panny na wydaniu).
A więc…
JEDZ…
Na śniadanie – najlepiej mango sticky rice, czyli słodki ryż z mleczkiem kokosowym, podawany tradycyjnie z mango, ale wypróbowaliśmy własny miks z bananem nad rzeką i też był pycha 🙂
EKOopakowanie z liścia bambusa czy czegoś tam – bezcenne!
Do tego obowiązkowo owoce. Na początku jaraliśmy się jak udało nam się zamówić szejka bez lodu, z samych owoców. Kolejny stopień wtajemniczenia to samodzielny zakup owoców na targu i blendowanie ich w kuchni po odkryciu, że nie mniej więcej tylko mamy blender 🙂
Guest house ‚Giant 2’- kochamy Cię!
Kolacja – to już jest freestyle, jazda bez trzymanki, tor przeszkód, slalom między niekończącym się rzędem mis, misek, garów i kotłów z różnościami.
A: Taaa i słodka kiełbasa z grilla… są rzeczy tak profanujące europejskie podniebienie, że nie ma takiego słowa w języku Tajskim czy Polskim na określenie kiełbasy, która wygląda jak zdjęta z naszego grilla ale jest tak obrzydliwie słodka w środku, że żal psu na ulicy dawać by nie piszczał po ugryzieniu !
MÓDL SIĘ…
A jakże! Świątyń Ci tu bez liku, jak grzybów po deszczu. Według mnie – najładniejsze jakie do tej pory widzieliśmy. I bez szalonych opłat jak w Bangkoku. Czytałam o możliwości zarezerwowania sobie rozmowy z pomarańczowymi mnichami. Zapytać ich – ‚Jak żyć?’ hm… ciekawy pomysł. Wszystko przed nami.
Modły modłami a jabłko spada niedaleko od jabłoni czyli nie zapomnij o kasie na kościół. Ofiara musi być. Taka na patyczku najlepiej.
Najbardziej zszokował nas jednak widok dzisiejszego poranka. W trakcie przeglądania ciuchów na ulicznym lumpeksie zobaczyłam – białego mnicha.
Jak to ujął A. – 10y poziom ziomowania się.
Żałuję, że nie zapytałam go, co się wydarzyło w Jego życiu, że postanowił zostać mnichem buddyjskim w Chiang Mai…
A: W Tajlandii najwięcej jest białasów, którzy tak prześcigają się w byciu ziomkiem z Tajami, że komicznie wyglądają już dla obydwu stron – europejskiej i Tajskiej… Jest tu największe zagęszczenie spodnio-piżam, dredów, plemiennych torb na ramieniu, wegetarian, szamanów (mamy własnego w hostelu – I: wciąż nie ustaliliśmy czy wyrywa zęby czy wtyka kolczyki na twarzach gości), szalonych koszul, białasów modlących się w świątyniach itp.
KOCHAJ…
Ta część nie nadaje się na bloga 😉
Bezcennym jest obudzić się w Nowym Rok obok najbliższej Ci osoby i usłyszeć po raz kolejny zapytanie, czy zgodzę się do końca życia gryźć, szczypać, pogryzać, przedrzeźniać, wbijać łokcie i doprowadzać ogólnie do szału oraz powolnej acz nieuniknionej śmierci tej oto Osoby 🙂
Nie ma wtedy znaczenia czy jesteś w Chiang Mai czy w Radomiu.
A: Życie jest piękne 🙂
21 komentarzy
Wow, a ja dziś na śniadanie miałem najzwyklejszą polską kanapkę…aż zgłodniałem jak zobaczyłem te wszystkie egzotyczne dania, szczególnie Sushi z Jelly Fish 🙂 Dużo miłości, mnóstwa wspólnych przygód i jeszcze więcej wrażeń w Nowym Roku życzą maguty 🙂
Dziękujemy Maguty kochane. NAjlepszego dla Was i oby do rychłego zobaczenia w 2014 🙂
Jak Wam minął Nowy Rok?
PS. nawet nie wiesz JAK tęsknimy za polską kanapką…mmm… chlebek, masełko 🙂
jakie super jedzenie Chociaż nie ukrywam że niektóre z nich próbowałam i nie były aż tamie dobre jak myślałam :! ale najważniejsze że wam smakuje 🙂
część smakuje a część oglądamy z daleka bo strach podejść, pali na sam widok 🙂
Przy tym wszystkim moje dzisiejsze sushi wypada blado 😉 ale na osłodę wspominasz o mnie ze dwa razy 🙂
🙂
a to jedzenie zawinięte w liściu jest dobre ?
NAJlepsze 🙂
poszukaj przepisu na mango sticky rice (może być z bananem lub innym owocem) i wypróbuj w domu. Daj znać jak eksperyment 🙂
ok spróbuję
kuurcze, ten komentarz ostatni miał być tutaj ale coś nie pykło. No ale tu też przesyłam buziaki i nadal zazdroszczę smakołyków ;d
mnie akurat od oglądania tych „smakołyków” natchneło na dietę… 😉
super, czyli mam już na koncie jeden dobry uczynek w Nowym Roku 😛
😀
dokladnie dziecko, matko boska – słabo mi sie zrobiło, dobrze że nie powiększyłam zdjeć. ale jeżeli Wam smakuje …
ja zrobiłam noworoczne postanowienie diety i dłuuuugich spacerów – O. kupila nam kijki, ale wiesz jak jest, chociaz moze sie przydażyc że wrócisz a tu miast starej matki wiotka rusałka cie zwita (ha ha ha)
oh Ty rusałko 🙂
dieta tradycyjnie jest w top 10 postanowień noworocznych także dawaj, dawaj. Ja też sobie solennie obiecuję długie biegi po plażach w Sydney 🙂
hm, a ktos tu robił mamusi uwagi w temacie nieodzywania sie zbyt długiego,,,,,
Kiedy będzie coś nowego- więcej zdjęć !!! i komentarzy !!!
Chyba bym nie zaryzykował tego jedzenia ze zdjęć – łatwiej byłoby schudnąć! 🙂
Oj, tak ZK ma świętą rację. W Chiang Mai modlić się można, kochać też jak najbardziej, ale jeść to najlepiej w Polsce!
a ja tam będę tęsknić za szalonymi zupami i słodziutkim ryżem z mlekiem kokosowym i mango i krewetkami 🙂
za mięchem na pewno nie bo jest… słodkie! każde! wołowina, wieprzowina, mielone, kiełbaska, nie wiem, karmią krowy cukrem czy jak fuuuj
[…] Niełatwo to przyznać. Łatwo było sączyć leniwie zieloną herbatę spoglądając na dachy Chiang Mai, mądrzyć się, że moje życie jest lepsze od życia sąsiadów, pochłaniać zachłannie […]