Ostatni weekend w Australii osłodzili nam Sam i Julia, których możecie poznać na fantastycznym blogu whereisjuli.com.
W dużym skrócie:
Ona – wiecznie uśmiechnięta blondynka z Milanówka, zmęczona kręceniem filmów dla TVN ruszyła w samotną podróż dookoła świata.
On – Australijczyk z norweską brodą i polskimi korzeniami, naprawia samoloty, którymi boi się latać Ona. Romantyczny efekt motyla i teraz remontują wspólny dom w Brisbane i oczywiście… latają razem dookoła świata. Piszą, fotografują, kręcą filmiki i dużo jedzą 🙂
We czwórkę zapolowaliśmy na śniadanie na East street market. Zielona trawka, muzyka na żywo, kramiki z mydłem i powidłem i największa atrakcja – jedzenie z różnych zakątków świata. Czynny od piątku do niedzieli, wstęp: 2 $. Najbliżej polskiej kuchni były chyba Węgry. Także dla Polaków lubiących dobrze zjeść i ugotować – pomysł na biznes gotowy. Pierogi, barszczyk z uszkami, bigos, domowy chleb i oczywiście dużo kiełbasy.
Przez chwilę mieliśmy wątpliwość, co chce zjeść ta Pani – frytki czy bobasa?
U mnie odezwał się słodki ząb, rodzinna przypadłość. Zjadłam najlepszego cronata w życiu! Dla łasuchów podpowiedź- cronat to spełnienie Waszych najskrytszych marzeń, połączenie pączka i croissanta, z nadzieniem do wyboru, oblany suto mleczną czekoladą. Truskawka na deser i jesteśmy w kalorycznym raju!
Z pełnym żołądkiem myśli swobodniej krążą. To już koniec przygody z Australią. Ciężko uwierzyć jak szybko zleciały szalone miesiące wypełnione studiami, pracą, życiem emigranta w jednym z najbardziej niesamowitych miast na świecie -Sydney.
Potem jeszcze bardziej zakręcone podróże wzdłuż i wszerz ogromnego kontynentu. Niejedna lekcja pokory odebrana. Tysiące przeżyć i doświadczeń, którymi jeszcze długo będziemy się dzielić z Wami na łamach bloga. Jak zawsze subiektywnie i bez lukru ze szczyptą humoru i ironii, bo cóż byłoby warte życie bez nich?
Czy nam się podobało? Ogromnie. Bez zbędnego patosu mogę śmiało stwierdzić, że była to przygoda naszego życia.
Czy coś byśmy zmienili? Tak, wiele rzeczy. Od wyboru agencji pośredniczącej przy wyrabianiu wizy na zakupie samochodu do podróżowania skończywszy. Poświęcimy z pewnością osobny tekst tej tematyce, bo na żadnych błędach nie uczy się tak fajnie jak na cudzych.
Czy chcielibyśmy zostać na stałe w Australii? Spieszę uspokoić najbliższych – raczej nie. Chociaż wiecie jak jest – nigdy nie mów nigdy. Przyznaję, że nowa wiza work & holiday kusi nas 🙂 A Australia z pewnością jest krajem dużych możliwości.
Podróżniczo moje serce pozostało jednak w Azji. Lubię ten cały rozgardiasz, chaos, jedzenie na ulicy, żar tropików i stres, czy tym razem uda się odnaleźć zachodnią toaletę czy znowu na Małysza…?
Tak więc żegnamy Cię Australio i witamy Azjo. Tym razem w chińskim wydaniu!
7 komentarzy
Ja mam nadzieję, że jednak kiedyś wrócicie. Chociaż na chwilę. A teraz bawcie się dobrze!!! ściskamy Was mocno. Julia i Sam!
Nikt nie wie lepiej od Ciebie jak życie potrafi być nieprzewidywalne. A zachodnie wybrzeże kusi… tymczasem buziaki i udanych przygód z wielbłądami 🙂
pewnie, nie ma to jak powroty do miejsc ”polubionych”, ale nic nie przebije powrotu do domu …, mama
Zgadza się. Zwłaszcza pustego 🙂
jak się ma sklerozę to trudno!
Aż zainteresuje się tematem Azji, może się okaże ciekawą przyodą przed/po Australii.
Pozdrawiam i liczę na częste wpisy!
Azja jest zawsze przygodą. Nic tylko czytać i planować wyjazd! Pozdrawiamy.