Wielkim plusem życia bez pracy, planu, w jako takiej drodze jest brak dni tygodnia. Żyjemy z dnia na dzień. Tylko nie pamiętam którego. Uderzył mnie ten zabawny fakt po raz kolejny jak chciałam coś o weekendzie wspomnieć na Lymkya i się zawiesiłam… sobota to czy niedziela już?
W mieście, z pracą, studiami, obiadami z rodziną i winem z dziewczynami czas odmierzają bezlitośnie: poniedziałek, wtorek, środa, czwartek, piątek, sobota, niedziela. Weekend. Byle do piątku. Niedzielna depresja. Poniedziałkowy dramat. Ogarniamy jakoś wtorek i wymiękamy już przy środzie. W czwartek żyjemy nadzieją na lepsze jutro i… już piątek. I tak w kółko jak chomik czy Chodakowska na bieżni.
A teraz jak się cieszę to się cieszę a nie dlatego, że jest piątek. Jak mi się nie chce to nie zawracam sobie głowy dniem tygodnia. Takie małe, proste odkrycie. Pewnie znasz je z urlopu dłuższego niż weekend majowy.
4 komentarze
🙂
najpiękniejsze zdjęcie tego bloga! <3
Dzięki, Artur się ucieszy bo go zawsze objeżdżam, że jest najgorszym fotografem na świecie haha 🙂
Brakuje nam Ciebie w Tbilisi!
ano znamy, znamy. tyle że częściej mamy do czynienia z dniem świstaka, niż z dziecięcą radościa dnia tygodnia niekojarzenia, korzystaj dziecko póki czas …..mama
a zdjecie faktycznie urocze